AKTUALNOŚCI


♦ Blog w trakcie przewrotu.
♦ Szablon nie odpowiada żadnemu z opowiadań, czy też rozdziałów.
♦ Szablon wykonała cudowna Christel ♥
♦ Na stronie głównej pojawia się jedynie spis aktualnie publikowanego opowiadania.


Blog, jak i autorka, ma urlop! Niebawem wracamy do życia! Za wszelkie zaniedbania przepraszam. Wszystko zostanie nadrobione. (23.09)

[Nieśmiertelni] Rozdział 5.


NIEPOSŁUSZEŃSTWO

część pierwsza



- Wiesz czego brakuje mi najbardziej?
Bastian O’Connor nie uzyskał odpowiedzi na zadane wcześniej pytanie, ale nie zamierzał dyskutować z kobietą, która osobiście założyła mu worek na głowę i przyprowadziła do tego pomieszczenia. Nie odpowiedział, cechując się pewną arogancją w stosunku do blondynki, początkowo zdającej się być przyjazną. Dotarło do niego, że sprawa wygląda inaczej, że Diana, podobnie jak jej pobratymcy, była tylko potworem. Nie miał czego jej współczuć. Wszelkie ludzkie niepowodzenia rekompensowała sobie teraz, zabijając, manipulując, bawiąc się. Traktowała ludzi jak zabawki, a mimo to, tliła się w niej resztka dobra i człowieczeństwa. Miewała odruchy niezwykle matczyne, kiedy to przytulała wszystkich do piersi, oszczędzała ofiary, uśmiechała się na widok dzieciaczków, a parę minut później dopadał ją szał. Żądza, z którą jeszcze nigdy nie wygrała walki.
I tego zazdrościła Luciusowi. Swojemu mentorowi i przyjacielowi. Swojej wielkiej miłości. Kiedy popełniała jakiś błąd, będąc w zupełności świadomą czynów, widziała przed oczyma oblicze ciemnowłosego wampira. Przenikliwie spojrzenie mroziło niebijące serce, karciło i ganiło. Nigdy jednak nie było w stanie zatrzymać. Szanowała go, kilkanaście lat temu unosiła się z zachwytu, kiedy uraczył ją tembrem przyjemnie brzmiącego głosu. Wszędzie chodziła za nim, ograniczając jego prywatność do niezbędnego minimum. A potem została odtrącona. Nie kochał jej. Nie tak, jak tego chciała. Był ojcem, ale nie kimś, przy kim mogła trwać. Chłodny i opanowany krwiopijca był dla niej wzorem do naśladowania, ideałem, do którego było kobiecie niezwykle daleko.
Zagryzła dolną wargę, przyglądając się ponownie człowiekowi. Nadal siedział wygodnie w fotelu, stopy nonszalancko opierając na stoliku, starał się nie zerkać w stronę blondwłosej, która teraz wlepiała w niego spojrzenie jasnych oczu. Naprawdę, ale to naprawdę, miał jej dość. Była fałszywą żmiją, uchodzącą za słodką i niewinną dziewczynkę. Z ociąganiem oderwał wzrok od swoich dłoni i musnął nim zaledwie sylwetkę drobnej kobiety, nie mogąc odmówić jednego: urody. Była piękną istotą, zdawała się być eterycznym tworem. Miał wrażenie, że wystarczy pstryknąć palcami, a ona się rozpadnie. Doskonale wiedział, że to złudzenie. Wiedział, że jest znacznie silniejsza i musiałby włożyć wiele trudu w to, żeby pokonać wampira w tym pomieszczeniu, gdzie był zupełnie bezradny. Bo przecież uderzenie lampą niewiele mogło zrobić, prawda?
- Słońca.
Zdziwiła go ta odpowiedź. Nie spodziewał się usłyszeć jej tak szybko. Nie zwlekając dłużej, skupił spojrzenie na twarzy kobiety. Delikatne, może nieco zbyt kanciaste rysy twarzy, dziwnie wydęta dolna warga i charakterystyczna szczerba między zębami czyniły ją piękną, ale na swój sposób. Nie była typową kokietką z magazynów, która uwodziła wzrokiem, puszystymi włosami i krągłymi kształtami. Nie mógł się oprzeć temu, aby zlustrować jej posturę. Niziutka blondyneczka, dodająca sobie centymetrów wysokimi obcasami. Ubrana z elegancją, z wytwornym smakiem i jedynie te ubrania dodawały lat. Wyglądała młodo, zbyt młodo, aby się jej bać. Biła od niej fałszywa łagodność, a to przecież mogło zmylić człowieka.
Patrzyła w ścianę, w miejsce, w którym powinno znajdować się okno. Zamiast tego, widniał tam duży zegar, wskazując godzinę piątą. Świtało, mogła być tego pewna. Ludzie zaczynali swoje życie, przejmowali inicjatywę, odkrywając kryjówki krwiopijców, którzy w obliczu promieni słonecznych stawali się bezbronni jak niemowlęta. Przynajmniej poza tym budynkiem. Nie rozumiała wojen, które okazywały się zwykle, przynajmniej według niej niesprawiedliwością. Nie zdawała sobie sprawy, że potyczki między ludźmi a wampirami toczone były od wieków, od momentu, kiedy obie rasy zetknęły się ze sobą po raz pierwszy. W obecnych czasach wypowiedziano krwiopijcom oficjalną batalię – dopiero teraz, kiedy człowieczeństwo doskonaliło umiejętności w walce z tymi drapieżnikami. Nie zmieniało to formy tej wojny, była ona jedynie bardziej sformalizowana i nagłośniona. Ale Diana nie była w stanie tego zrozumieć, pochłonięta przez potwora drzemiącego w niej samej.
- Co tu robisz? – powtórzył pytanie, kiedy udało mu się oderwać wzrok od jej sylwetki, nie patrząc ani razu w kobiece oczy.
- Przyszłam cię odwiedzić, Bastianie. – Przeszła wzdłuż pokoju, zatrzymując się przy szafie. Otworzyła ją, wpatrując się w puste wnętrze. Pozory. Cały ten budynek był jedną, wielką obłudą, więc ona nie mogła być inna. – Dobrze wiesz, że nie jesteś mi obojętny. Jesteś kimś, kogo nie chcę zabić – mówiła powoli i spokojnie, przyglądając się teraz mężczyźnie, siedzącemu po drugiej stronie pomieszczenia. Ku zaskoczeniu blondynki, O’Connor wstał i przeciągnął się, mierzwiąc palcami włosy.
- Co tu robisz?
Diana otworzyła szeroko oczy, nie ukrywając, ba, nie starając się nawet ukryć zaskoczenia. Wydawało jej się, że przecież udzieliła mu odpowiedzi na pytanie, dlaczego więc drążył dalej? Chrząknęła po chwili, przywołując na twarz wyraz totalnej obojętności. Maskę wampira.
- Mam wobec ciebie plan.
- Tak myślałem – odparł lekko zamyślony, powoli zmierzając w stronę miejsca, w którym się znajdowała. – Zmienisz mnie w potwora? Dasz upust rezygnacji i złości? Pozwolisz, abym stał się taki sam, jak ty? Aż tak bardzo nienawidzisz ludzi?
- Nie nienawidzę ludzi – mruknęła, nadal stojąc nieruchomo. Uniosła obie brwi ku górze, kiedy stanął naprzeciw, kiedy wbił w nią swoje spojrzenie. Iskry człowieczeństwa błyskały złowrogo w jego oczach. – Ale mam wobec ciebie plan – powtórzyła i złapała za materiał czarnego t-shirtu, który luźno zwisał na chudym ciele mężczyzny.
- Plan?
Nie otrzymał odpowiedzi. Przynajmniej nie takiej, jakiej mógłby się spodziewać. Nawet nie pomyślałby, że wampirzyca będzie skłonna do czegoś takiego, ale bez oporu odwzajemnił jej pocałunek, przesuwając dłonie na drobną talię. Palcami wkradł się pod materiał prostej koszuli, sunąc nimi po chłodnej skórze kobiety, która z wroga stała się kochanką. 
                                                          

Nim nastał świt, odziana w czerń postać opuściła wysoki budynek. Mężczyzna pozwalający na to, aby wiatr rozwiewał poły płaszcza i układał w nieładzie ciemne włosy, maszerował hardo chodnikiem, nie mijając po drodze żywego ducha. Nie musiał oglądać się za siebie, aby mieć pewność, że nikt go nie śledzi. Miał tylko pół godziny do chwili, kiedy słońce zacznie wynurzać się zza linii horyzontu. Nie chciał zginąć tak nędzną śmiercią. Nie chciał przez nieuwagę spłonąć w promieniach. Wiedział, że jest to jeden z najboleśniejszych wyroków, jakie można było zadać wampirowi. Sam wydał taką karę na wielu nieposłusznych małolatów.
Nie przyśpieszył, chociaż miał ku temu powody. Szedł spokojnie, wsuwając dłonie w kieszenie prasowanych w kant spodni. Zmrużył nieznacznie oczy, kiedy do nozdrzy dotarł nieprzyjemny zapach rozkładającego się ciała. Nie chciał węszyć. Nie dzisiaj. Nie miał przecież czasu. Skręcił w jedną z bocznych, mrocznych uliczek, które nie należały do tych często odwiedzanych przez ludzi.
Chicago charakteryzowało się niepowtarzalnym klimatem. W dzień, kiedy słońce napawało odwagą człowieczeństwo, zdawało się być normalnym miastem, które wcale nie jest areną rozgorzałych walk. Ludzie dumnie kroczyli chodnikami, wsiadali w samochody, dążyli do wyznaczonych celów z wysoko uniesionymi głowami, ale kiedy tylko zapadał zmrok uciekali do swoich kryjówek, niczym niepotrzebne nikomu szczury. Ale ku jego niezadowoleniu byli potrzebni. W nieprzeniknionych ciemnościach nocy rządzili oni – żądne krwi wampiry, nie znające litości, przynajmniej w większości przypadków. Dla niego noc była rajem, chlebem powszednim. Nie pamiętał już jak to jest, kiedy słońce muska delikatnie skórę, kiedy promienie zmuszają do przymykania powiek… Było mu to obce, obojętne. Złe.
Uliczka nie zachęcała do spacerów. Dwie kamienice ustawione dość blisko siebie, tworzyły między sobą raczej coś w rodzaju wąskiej ścieżki. Dróżką, która jednak nosiła nazwę, nieczytelną na zardzewiałej tabliczce. Potocznie nazywana była jednak Aleją Śmierci, bowiem żaden człowiek, który zagłębił się w jej mroku, nie wrócił stamtąd żywy. Krwiopijca nie miał się czego obawiać. Doskonale wiedział, dokąd zmierza. Dotarł do zielonego, obskurnego kontenera na śmieci, który pamiętał jeszcze lata osiemdziesiąte dwudziestego wieku. Okolica, wbrew pozorom, była bardzo czysta, jakby w ogóle nieuczęszczana. Zapukał do drzwi w kolorze hebanu w odpowiedni sposób i odczekał zaledwie parę sekund, kiedy te otworzyły się na oścież, wpuszczając przybysza do środka.
- Margaret… - mruknął tylko cicho, kiedy czarna kotka otarła się o jego nogi. Nie przepadał za zwierzętami, ale chcąc nie chcąc, tego zwierzaka musiał tolerować. – Gdzie twoja właścicielka, futrzaku?
- Tutaj, Luciusie.
Kobiecy głos dochodził z pomieszczenia, które od jakiegoś czasu udawało prowizoryczną kuchnię. Każdy, kto znał tę kobietę, doskonale wiedział, że nie potrafi ugotować czegokolwiek, co mogłoby być w miarę zjadliwe. Oparł się o framugę w miejscu, w którym powinny być drzwi, ale zamiast tego znajdowały się irytujące koraliki. Prychnął, kiedy wyczuł zapach spalenizny, ale nie skomentował tego.
Drobniutka, rudowłosa postać pałętała się przy kuchence, zawzięcie mieszając coś w  dużym garze. Nie przywitała gościa tak, jak powinna, ale była też przekonana, że mężczyzna wcale tego nie potrzebuje. Kiedyś jasna tapeta odchodziła teraz od brudnych ścian, a okno było na tyle zasmolone, że nie przepuszczało zbyt dużej ilości światła słonecznego do niezbyt wielkiego pokoiku. Lucius, nie wahając się, zajął miejsce przy drewnianym stole, starając się go jednak nie dotykać, kiedy dostrzegł zalegającą na blacie warstwę kurzu.
- Sprzątasz tutaj w ogóle, Miriam? – zadał to pytanie nieco sceptycznie, bowiem wiedział, że wspomniana kobieta rzadko, kiedy bywała w Chicago. – Kiedy przyjechałaś? W twojej notce nie było zbyt wiele…
- Mówisz więcej, niż zwykle, Lucku – mruknęła i odwróciła się w jego stronę, celując w ciemnowłosego drewnianą łyżką, z której ściekało coś, co chyba miało być sosem. Miriam była totalnym przeciwieństwem dostojnego mężczyzny. Wiecznie roześmiana, z entuzjazmem podchodząca nawet do niemożliwego, jakby ciągle była pod wpływem jakiś silniejszych używek. Mruknął coś pod nosem, ukrywając niezadowolenie wynikające z tego, jak się do niego przed chwilą zwróciła.
- Przyjechałam wczoraj. I wyjeżdżam dzisiejszego wieczora. Nie mogę dłużej pozostawać w jednym miejscu – posłała mu jeden z tych czarujących uśmiechów, które pewnie niejednemu śmiertelnikowi przypadły do gustu i sprawiły, że ich serca zabiły szybciej. – Przejdźmy do szczegółów. Musisz też odpocząć. Wydaje mi się, że zostaniesz tutaj w ciągu dnia – klasnęła w dłonie, jakby Lucius był ukochanym pupilem, którego będzie miała tylko dla siebie. Ona zaś machnął lekceważąco ręką, unosząc przy tym brew ku górze. Doskonale wiedział, o jakie szczegóły jej chodzi.
- Złapaliśmy jednego z ich organizacji. Wydaje mi się, że nie wie nic, że jest tylko zbędnym pionkiem, ale Falibor poddał się namowom Diany i zostawił go przy życiu – stwierdził cicho i usłyszał ciche prychnięcie, kiedy wymówił imię blondwłosej kompanki. Ale kontynuował nadal, nie przejmując się fochami rudowłosej piękności. – Fal uznał również, że nie zrobimy pierwszego ruchu, co uważam za głupotę, bo wtedy ludzie, byliby od razu na spalonej pozycji…
- Jak wyobrażacie sobie unicestwienie ludzi? Przecież są wam potrzebni. Nadal tego nie rozumiem – fuknęła, odwracając się ponownie w stronę dużego gara.
- Unicestwimy tylko prawa. Nie ich samych, Miriam. Nie jesteśmy przecież…
- Jesteście idiotami, jesteście. Rozumiem, że mam wam pomóc? Oczekujecie tego? A zdajesz sobie sprawę, że mogę wam odmówić? – spytała całkiem poważnie, marszcząc przy tym czoło. Nie lubiła ludzi i nie lubiła wampirów, chociaż to ci drudzy byli lepszymi kochankami. Wolała pozostawać bezstronna, ale nie mogła.
- Nie odmówisz – zauważył na tyle spokojnie i chłodno, że po jej plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Wredny uśmiech pojawił się na malinowych, kobiecych ustach dopiero po chwili, a ona cieszyła się, że Lucius nie może tego zauważyć.
- Idź odpocząć. Piwnice są do twojej dyspozycji.

Diana pozwoliła na to, aby głośny jęk rozkoszy zagłuszył na moment urywany, płytki oddech człowieka, leżącego na miękkim dywanie. Pochyliła się nad mężczyzną, muskając po raz kolejny tego poranka jego usta, dłońmi przesunęła po skórze, która skrywała pod sobą liche mięśnie. Uśmiechała się lubieżnie do kochanka, wpatrując się w roziskrzone oczy Bastiana. Nie trudno było zauważyć, że był zadowolony.
O’ Connor leżąc na plecach miał widok na nagą sylwetkę wampirzycy, definitywnie dominującej przez większą część czasu, który poświęcili ku swojej rozkoszy. Nie miał nic przeciwko temu. Nigdy nie spotkał się z kimś tak namiętnym, tak pochłoniętym pasją i pożądaniem. Żadne z nich nie miało w sobie ani krzty oporu, który mógłby świadczyć o tym, że czują do siebie wstręt. Kropelki potu perliły się na jego czole, skąd rozpoczynały wędrówkę po twarzy.
- Jestem głodna – oznajmiła po chwili, niczym mała dziewczynka, próbując zwrócić uwagę rodzica. Pogodny, jasny uśmiech zawitał na jej buźce, która była teraz uosobieniem niewinności. Co powinien zrobić? Z pewnością nie zaproponować wspólnego wyjścia na brunch. Byłoby to nietaktowane względem wampira, mającego na myśli tradycyjny posiłek – krew. Brian usiadł, pozwalając na to, aby Diana oplotła go udami w biodrach i przysunął ją bliżej siebie. Dał się omamić, został marionetką, zapominając nawet o planie, który dla niego przygotowała. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że plan został już wcielony w życie.
Krzyknął, kiedy ta niespodziewanie wbiła się kłami w jego szyję, doskonale odnajdując tętnicę. Krew spływała po muśniętej słońcem skórze, ale większa część życiodajnej cieczy kończyła w układzie pokarmowym blondynki, która zdawała się być w siódmym niebie. Przymykał powieki, czując, jak razem z krwią nikną siły witalne, jak z trudem utrzymuje dłonie na jej drobnej talii, jak… Odpłynął, miękko opadając na dywan.


- Pij, mój słodki. – Krwawiący nadgarstek został przyłożony do jego ust, które rozchyliły się nieznacznie. Wampirza krew pieściła przełyk w następstwie dodając mu sił i wyostrzając zmysły. Czym prędzej ponownie usiadł, spoglądając na blondynkę, klęczącą tuż przy nim.
- Jak się czujesz? – spytała cicho, niczym troskliwa matka, uśmiechając się przy tym delikatnie.
- Dobrze.
Trzask łamanej kości nie był z pewnością dźwiękiem, którego można było oczekiwać w takiej sytuacji. Bezwiednie odpadł na podłoże, a kobieta z czułością ułożyła go w jak najwygodniejszej pozycji. Łamiąc mu kark nie miała w sobie krzty współczucia, ale nie mogła nic poradzić na to, że śmierć była tylko częścią jej planu. Uśmiechała się nadal. Wstała, wyciągając ręce ku górze, ignorując bordowe plamy na jasnym dywanie. Przestąpiła nieruchome, nagie ciało mężczyzny i ubrała się, następnie zakrywając Bastiana znalezionym kocem. Musnęła po raz ostatni usta martwego człowieka i wciągając na stopy wysokie szpilki, skierowała się w stronę drzwi.
- Śpij dobrze, mój słodki – szepnęła, trzymając dłoń na klamce i poczuła wszechogarniające ją zmęczenie. Dzień. Istne piekło. 

--------------------------------------------------------
Uf, jest to na razie najdłuższy z rozdziałów i byłby jeszcze dłuższy, ale część wydarzeń przeniosłam do następnego, który też będzie jeszcze podzielony na części. Czy jestem z niego zadowolona? Sama nie wiem. Męczyłam go dość długo i pisałam na rat, więc cudów pewnie nie ma. Na pewno są tutaj jakieś błędy - sprawdzałam rozdział tylko raz. Zapraszam do czytania i do dyskusji ;)



24 komentarze:

  1. Rozdział był bardzo dobry. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się takiego końca, nie myślałam, że Bastian zostanie przemieniony ani że Diana tak niecnie go wykorzysta ^^.
    W ogóle przy pierwszych rozdziałach myślałam, że twoje wampiry będą takie raczej łagodne i żyjące dobrze z ludźmi, bo opowiadały bardzo wzruszające historie i w ogóle... Ale pamiętam, że kiedyś w jakiejś ocenie ci to wytknięto.
    Nie mniej jednak czytało się dobrze i było sporo akcji a także, co mnie cieszy - opisów ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie. Moje wampirki pod żadnym pozorem nie są istotami dobrze żyjącymi z ludźmi - po prostu, potrafię dobrze grać. Niezwykle cieszę się, że rozdział dobrze się czytało.
      Przemienienie Bastiana zaplanowane miałam właściwie od prologu, bo darzę jego postać dużą sympatią. Diana, fakt, wykorzystała go dość niecnie, ale pytanie: czy wyjdzie jej to na dobre? :)

      Usuń
    2. *potrafią, nie potrafię.

      Usuń
    3. W sumie to nawet całkiem dobrze, że nie żyją miło z ludźmi - to taka ciekawa odmiana po "Zmierzchu" ^^.
      Naprawdę dobrze się czytało, bo masz lekki styl, który nie męczy przy czytaniu.
      I jestem ciekawa, jak to wyjdzie Dianie. W sumie może jej nie wyjśc na dobre, bo pewnie Bastian nieźle się wkurzy, kiedy się obudzi i zobaczy, że jest wampirem.

      Usuń
    4. Nie o złość Bastiana tu chodzi ;)

      Usuń
  2. Właściwie nie zwróciłam zbytnio uwagi na błędy, ale rzuciła mi się w oczy taka literówka:
    "Ona zaś machnął lekceważąco ręką" - on?

    Byłam w lekkim szoku, gdy Diana przespała się z Bastianem, ale jemu się chyba podobało. Końcówka wskazuje na to, że przemieniła go w wampira, tylko po co? Wyczuwam w powietrzu napięcie i wstęp do zniewalającej akcji! A Miriam bardziej przywiodła mi na myśl wiedźmę, nie zaś wampira, zwłaszcza przez to siedzenia przy garach.
    Lucius jest absolutnie wampirowaty <3

    Ogólnie podobało mi się, mam wrażenie, że tworzysz coraz ładniejsze opisy, są długie i bogate. Z niecierpliwością czekam na kolejną część! ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo Miriam nie jest wampirem, ot. Będzie spychana przeze mnie na baaardzo odległy plan, ale jakby nie było odegra dość kluczową rolę w finale opowiadania ;)
      Diana przespać się z Bastianem, chciała od początku - taka mała psotka i właściwie przemieniła go głównie dlatego, że taki miała kaprys. Tego nie da się inaczej określić.
      Luciusa uwielbiam, jest wręcz moim ideałem wampira, o ile można tak powiedzieć ;)

      Cieszę się, że ogół się podobał i już w tym tygodniu zacznę tworzyć kolejną część ;**

      Usuń
    2. Właśnie ona jest taką dziewczyneczką, która zawsze będzie miała to, co chce, nawet jeśli do celu dojdzie po trupach ;) Nie skojarzyłam właściwie, że Miriam to nie wampir, ale ciekawie bardzo! Rude bez duszy, hi hi. Lucius to zdecydowanie idealny wampir, zgodzę się :)

      Obym znowu miesiąca nie czekała! :P

      Usuń
    3. Na pewno nie będziesz czekała miesiąca, bo już po sesji i mam znacznie więcej wolnego czasu, a także wszystko rozplanowane, więc pozostało mi tylko pisanie ;)
      Ktoś taki nie poważny i nie rozumiejący świata, jak Diana, musi tam być, ot :)

      Usuń
    4. Ja ją właściwie lubię, jest taką fajną trzpiotką wampirzycą ;3 Mogłaby grać jakąś postać w Czystej Krwi, he he ;3 I trzymam Cię za słowo! :*

      Usuń
    5. Właściwie, odrobinkę wzorowałam ją na Jessice, ale tylko odrobinkę ;)

      Usuń
  3. Cześć. Rozdział wyszedł Ci świetnie! Nie spodziewałam się, że Diana zamieni Bastiana w wampira.
    Jestem bardzo ciekawa, co z tym planem :)
    Pozdrawiam i życzę weny na kolejne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa ;)
      Widzę, że jak do tej pory to obrót sytuacji zaskoczył wszystkie z was. Cieszy mnie to.
      Kolejny rozdział już niebawem ;)

      Usuń
  4. Kłaniam się Tobie i Twojemu Geniuszowi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mi niezmiernie miło :)

      Usuń
    2. I jestem zaskoczona.
      I nie mam pojęcia, co jeszcze mogę powiedzieć.

      Usuń
  5. Opowiadanie tak mnie wciągnęło, przeczytałam wszystkie rozdziały za jednym zamachem ^^
    To, co piszesz jest świetne! Zauważyłam przypis do pierwszych trzech rozdziałów, jakoby miały być one wstępem, który chyba Ci się nie udał. A ja twierdzę, że się udał. Najbardziej podobała mi się historia Luciusa. Może i jest to stronnicza opinia, bo on opowiadał jako pierwszy, a poza tym zwraca moją uwagę najbardziej ze wszystkich bohaterów. (Chociaż muszę przyznać, że ten mały człowieczek Bastian, też jest postacią intrygującą). Może i jestem okrutna, ale ta cała Diana i jej historia najmniej mnie poruszyła. Za to z kolei Faust.. masz głowę, kobieto, ja bym w życiu nie wpadła na coś podobnego ;P
    Wojna między ludźmi i wampirami.. cóż, temat jak dla mnie niezwykle interesujący. Ciekawa jestem dalszego rozwoju wypadków, mam nadzieję, że będziesz mnie informować o kolejnych rozdziałach. Tymczasem grzecznie poczekam i zastanowię się, po co Diana przemieniła Bastiana. ;>
    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się niezmiernie! ;)
      Dużo do czytania na razie nie miałaś, ale bądź co bądź, mile połechtałaś tymi słowami moje ego.
      Lucius jest jedną z moich ulubionych postaci w tym opowiadaniu, podobnie, jak Diana, która jest jego prawie totalnym przeciwieństwem.
      Gdzieś już odpowiadałam na zagadnienie: dlaczego Di przemieniła Bastiana. Dla kaprysu, hah! ;)
      Oczywiście, że będę informować cię o kolejnych rozdziałach.
      Pozdrawiam, również życzę weny i pozdrawiam!

      Usuń
  6. Troszkę z poślizgiem czasowym, ale ze wszystkim tak mam ostatnio. Rozdział spokojny, w porównaniu z poprzednim, jednak wyraźnie rysujesz, że kroi się jakaś grubsza sprawa. To dobrze, bo mimo niewielkiej akcji, potrafisz zainteresować czytelnika. A teraz... nie wiem czy wiesz, ale zaimkoza z powtórzeniami duszą się w krzakach ze śmiechu, z Ciebie oczywiście. Podaj maila, wyślę rozdział mailem.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hakuna_matata@op.pl ;)
      Będę wdzięczna.

      Usuń
    2. Poszło :), nie znaczyłam wszystkich zaimków, to już musisz sama opanować. Zaznaczyłam tylko te powtarzające się.

      Usuń
    3. Dziękuję! ;) Niebawem będę poprawiać rozdziały. Mam nadzieję, że w końcu się wprawię i wyleczę z zaimkozy.

      Usuń
    4. Z czasem pewnie dasz radę. Ja niestety nadal walczę :), ale przynajmniej nauczyłam się je widzieć.

      Usuń
  7. Hmmm... Zacznę tak. Jestem pod niezwykłym wrażeniem całokształtu bloga, i zawartych na nim treści.
    Belka, cytat Kaczmarskiego, tak wymowny i oddaje charakter ulotności jakim cechują się słowa. Podoba mi się adres, jest swego rodzaju dwuznacznością - każdy odbiera to inaczej, ty także inaczej tłumaczysz ich znaczenie, jednak dla mnie są metaforycznym symbolem właśnie ulotnych momentów w życiu, a jednocześnie przypomnieniem, że bez mowy człowiek jest "nagi". Zinterpretuj to jak chcesz, nie potrafię inaczej tego określić :)

    Co do "Nieśmiertelnych". Przypomniał mi się mój stary adres z onetu, który usunąłem ze względu na brak czasu (nie chęci), może kiedyś powrócę do niego - "Immortal Nights" i chodziło w nim o kontynuację - V Księgę "Twilight", gdyż oryginalne części były żałosne (rzecz gustu, na PW moglibyśmy o tym podyskutować ;D). Tak czy inaczej, chodzi mi o to, ze wzbudziłaś we mnie sympatię już na samym początku. Jak wspomniałaś w wprowadzeniu, lay nie jest związany z opowiadaniem, a wszelkie większe aluzje są przypadkowe, ja jednak dostrzegam pewne znaczenie może niesłuszne, ale jednak. Jak już ktoś wcześniej wspomniał przede mną, twoja kreacja wampirów z początku wydała się zupełnie przeciwna ich kierunkowi kreowanym we współczesnej popkulturze. Były łagodne, aż zanadto. Bardziej wrażliwe (chociaż na myśl przychodzi mi Isabella Swan i jej nostaligiczne nieraz postrzeganie świata i swojego niedorozwoju emocjonalnego), może trochę sceptycznie nastawione do świata - kiedy opowiadają swoje historie na myśl przychodzi mi dziwna tęsknota i współczucie, nie wiem czemu to tak chwyta? Historia Lusiusa (<3 od czasów HP kocham to imię XD)była chyba najbardziej ciekawa. Tak jakoś, pierwsi będą najlepszymi w moim przekonaniu. Oczywiście nie zmienia to najważniejszego wątku - wojna pomiędzy ludźmi, a nieśmiertelnymi* (wolę ich tak nazywać, aniżeli po prostu wampami, to dodaje im pewnego rodzaju tajemniczości i majestatu, a wampiryzm kojarzy mi się ostatnio z morzem przelanej krwi i Damonem Salvatore, niezwykle interesującą postacią do pisania o niej, ale cholernie irytującej do czytania, bądź patrzenia na nią).
    Nie było w tym rozdziale więcej akcji, niż w poprzednich, ale opisy są twoja mocną stroną, więc wydaje mi się, że nawet paplanie o PMSie w twoim wykonaniu, by mnie zaciekawiło, a patrząc przez pryzmat płci, byłoby to niezłe osiągniecie ^^
    Wracając do treści. Czuję, że z Dianą byśmy się nie polubili... Jest dla mnie zbyt a'la "rozkapryszone dziecko", domyślam się, że pomysł przemiany Bastiana był jedną z jej niewymiarowych zachcianek. Nie zrozum mnie źle, ale ta dziewczyna* wkurza mnie. Jest trochę jak ten "Damon". Pewnie sprawia ci frajdę pisanie o niej, aczkolwiek jej postać jest najmniej ważna dla ciebie.

    Nie wiem, co będzie dalej, ale czuję, ze szykujesz jakąś bombę. Czekam :)

    OdpowiedzUsuń