AKTUALNOŚCI


♦ Blog w trakcie przewrotu.
♦ Szablon nie odpowiada żadnemu z opowiadań, czy też rozdziałów.
♦ Szablon wykonała cudowna Christel ♥
♦ Na stronie głównej pojawia się jedynie spis aktualnie publikowanego opowiadania.


Blog, jak i autorka, ma urlop! Niebawem wracamy do życia! Za wszelkie zaniedbania przepraszam. Wszystko zostanie nadrobione. (23.09)

[Nieśmiertelni] Rozdział 6.


NIEPOSŁUSZEŃSTWO
część druga


Coś było nie tak. Dziwne uczucie towarzyszyło mu od dłuższego czasu, nie mógł jednak sprawdzić, dlaczego tak się dzieje. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że nigdy nie czuł się tak wystraszony, że nigdy lęk nie ogarniał ciała w ten sposób, paraliżując nawet serce. Najważniejszy mięsień odmawiał posłuszeństwa. Nie pracował w ogóle. Bastian nie wyczuwał delikatnego bicia organu, który zwykł łomotać w klatce piersiowej, czasami podskakiwał do gardła, zwłaszcza w takich sytuacjach, a teraz?
Tylko cisza. Brak jakiegokolwiek ruchu. Nieznośne uczucie suchości w gardle. Ogień palący trzewia, przedostający się do przełyku. Nieprzyjemnie podrażnione dziąsła. Zbyt wiele zapachów na raz. I cisza.
Uniósł powieki, ciemne oczy wlepiając w sufit, jakby miał się okazać ostatnią deską ratunku. Ale czego mógł zażądać od sufitu? Odnosił wrażenie, że każdy mięsień dopiero przebudzał się po długim trwaniu w niebycie. Każda kończyna zastygła i niezwykle trudno było mu zmobilizować do działania chociażby pojedyncze palce. Powieki drżały, powoli z powrotem zasłaniając gałki oczne.
            - Niech na mnie spadnie.
Poprosił, chociaż wiedział, że jego prośba nie zostanie wysłuchana. Bóg nie istniał, tym bardziej bóg sufitu, który mógłby sprawić, że męczarnia dobiegnie końca. Stracił z pola widzenia białą połać, pogrążając się ponownie w ciemności, kojącej jego zmysły. Najchętniej zostałby w niej na wieki. Nie wiedział, że tak będzie. Nie dopuszczał do siebie myśli, że już nigdy nie ujrzy słońca.
Nie miał pojęcia ile czasu przeleżał na miękkim dywanie, skupiając się głównie na dziwnych, nieco frustrujących odczuciach. Chciał wstać, ale najzwyczajniej w świecie nie miał na to siły. Chciał móc otworzyć oczy, ale bał się tego, co zobaczy, kiedy przerzuci wzrok z sufitu na cokolwiek innego. Może siłą fizyczną nie dorównywał Davidowi, który zwykł stawać w jego obronie, ale nie należał do słabych ludzi. Był silny, wbrew pozorom. Myśl o dawnym towarzyszu napawała go uczuciem frustracji, silniejszym niż kiedykolwiek. Obrazy związane z ciemnoskórym mężczyzną nawiedzały umysł tysiąc razy bardziej podatny na wszelkie bodźce.
Rozchylił usta, zaczynając rozumieć, że nie jest już człowiekiem. Pragnął krwi, a kiedy uświadomił sobie tę potrzebę, usiadł, prostując plecy i natychmiast otwierając oczy, które prędko przystosowały się do półmroku, panującego w pokoju. Zamrugał kilkukrotnie i podniósł się z posadzki, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że jest zupełnie nagi. Nie przejął się tym zbytnio i niezbyt spiesznym krokiem podszedł do ściany, aby dłonią natrafić na przełącznik i włączyć światło. Stanął przed wysokim lustrem i próbował się uśmiechnąć, w efekcie czego, na wierzchu pojawiły się kły drapieżcy, z którym od lat toczył walkę.
Stał się swoim wrogiem, świadom tego, jak może to wykorzystać. Skupił spojrzenie na swoim odbiciu. Dostrzegł, że blizny poznikały, a skóra była nieskazitelnie gładka. Przesunął dłonią po brzuchu, starając się nie zwracać uwagi na to, jak dziwnie to wygląda. Przeczesał palcami włosy, wydające się w dotyku niezwykle miękkie i puszyste. Nie pozostało mu nic innego, jak ubrać się i opuścić pomieszczenie w poszukiwaniu pożywienia.
Głód, który towarzyszył mu od samego początku, od momentu przebudzenia, doskwierał mu jeszcze bardziej, niż przed paroma sekundami. Rozglądając się po pokoju, zdał sobie sprawę, że wszystko jest wyraźniejsze, kolory żywsze, a kontury bardziej ostre. Zamrugał, sądząc, że to dziwne złudzenie, ale zrozumiał, że takie postrzeganie świata będzie mu towarzyszyć dopóki nie umrze. Wciągnął powietrze nosem, rozkoszując się dysharmonią zapachów. Wyczuwał jeszcze woń kwiatowych perfum, a wraz z nią docierały do niego obrazy sprzed paru godzin, przynajmniej tak sądził – stracił poczucie czasu.
Zwierzęca żądza nie omamiła go do końca. Wiedział, jak musi wykorzystać fakt, że znajduje się w siedzibie wampirów, w centrum dowodzenia. Wciągnął spodnie, zaciągając po chwili pasek, aby jeansy nie osunęły się z bioder. Zwykły, ciemny t-shirt ponownie zawisł na ramionach. Czuł się silniejszy, ale budowa ciała nie uległa przemianie. Nie stał się wcale bardziej idealny. Pozbył się paru wad, których nabawił się w ciągu życia, nic więcej. Prawdopodobnie nie cierpiał już też na cukrzycę, jak do tej pory. Byłoby to, co najmniej śmieszne.
Wygładzając materiał koszulki, wyszedł z pokoju, znajdując się na szerokim korytarzu, oświetlonym słabym blaskiem kinkietów, oddalonych od siebie w odległości dwóch metrów. Półmrok, który rozpościerał się przed mężczyzną, nie robił na nim wrażenia. Był spokojny, kiedy ciemność obejmowała jego sylwetkę, czyniąc go bezpiecznym. Zrozumiał, dlaczego wampiry obawiają się tak bardzo słońca. Widział wszystko dokładnie, omijając stoliki i krzesła, które nie stały pod ścianami, gdzie było ich miejsce. Był głodny, ogień wypalający jego przełyk stawał się niepokojąco gorący i niebezpieczny. Warknął, dziwiąc się, że jest tutaj sam.
A co, jeśli był tutaj jedynym człowiekiem? A co, jeśli będzie musiał opuścić budynek? Na pewno nie zrobi tego niespostrzeżenie. Nigdzie nie wyczuwał zapachu krwi, wszędzie mieszała się woń różnych perfum, prochu i srebra. Nawet gazeta, leżąca na podłodze miała swój zapach, który wydał mu się nader interesujący. Sięgnął po czasopismo i uniósł lekko brew. Siedemnasty lipca. Z tego, co pamiętał trafił do wieżowca w okolicach dziesiątego. Musiał przespać prawie cały tydzień. I nikt nie zwróciłby uwagi na to, że nie jest już człowiekiem? A może wampiry miały inne poczucie czasu? A może…
W życiu nie czuł się taki bezbronny, a zarazem silny i niepokonany, jak teraz. Rzucił gazetę w kąt, wcześniej rozszarpując ją bez problemu na kilka części. Pożądanie, które ukazało się w jego oczach, świadczyło o jednym – przemiana dobiegała do skutku. Ruszył truchtem wzdłuż długiego, zacienionego korytarza, odnajdując klatkę schodową. Musiał się stąd wydostać. Musiał! Krzyknął, a głos odbił się w jego uszach, raniąc je boleśnie. Wiedział, że zaalarmował większość krwiopijców w budynku.

Usłyszała. Siedząc przed toaletką w swojej sypialni, usłyszała krzyk. Nie mogła nic poradzić na to, że na jej pełnych ustach odmalował się uśmieszek, nie mający nic wspólnego z radością czy współczuciem. Przyglądała się swojemu odbiciu, rozczesując leniwie blond włosy. Zmierzch parę godzin temu zawitał nad światem, po raz kolejny pogrążając w mroku Chicago, będące areną zagorzałych, acz cichych walk.
Przymknęła powieki i westchnęła, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że powinna wstać i odszukać swoje dziecko. Była stwórcą, matką, opiekunem i powinna wskazać mu ścieżkę, którą powinien podążać. Prawda była jednak taka, że Diana zaczynała czuć pewien niedosyt i zmieszanie, jakby to, co zrobiła, docierało do niej dopiero teraz, będąc spóźnionymi impulsami, wyrzutami sumienia.
Przecież oni nie mieli sumienia – tak mówili ludzie, tak sądzili. Fakt, że zabijali nie czynił ich bezmyślnymi istotami pozbawionymi uczuć. Człowieczeństwo było niezwykle ograniczone w tym zakresie. Wierzyli w to, w co wierzyła większość. Nie sprzeciwiali się, nawet, jeśli pewne zasady społeczne kolidowały z ich własnymi. Prychnęła. Taki był Bastian, zanim go przemieniła. Wiedziała o tym.
Odeszła od toaletki i czym prędzej opuściła pomieszczenie, bez trudu odnajdując Bastiana otoczonego przez inne wampiry. Mnóstwo czerwonych kropek poruszało się po jego torsie i twarzy. Strzelcy, mimo wprawnego oka i wampirzych odruchów, wspomagali się laserowymi wiązkami.
- Tutaj cię mam, mój słodki.
Ton jej głosu był przesiąknięty sztuczną słodyczą, podobnie jak wyraz twarzy nie świadczący dobrze o kobiecie. Blondynka oparła dłonie na krągłych biodrach i uniosła obie brwi ku górze. Dzierżący bronie wampirzy kompani Diany cofnęli się, opuścili lufy i na rozkaz jednego z nich, wycofali się. Diana doskonale wiedziała, że nie tylko ochrona została zaalarmowana.
 - Czego ty ode mnie chcesz? – Blondwłosy człowiek ruszył powoli przed siebie, spojrzeniem zamglonych oczu próbując zabić swoją stwórczynię, chociaż wiedział, że jest to raczej głupie i na pewno bezskuteczne.
- Czy zawsze muszę mieć jakieś oczekiwania? – spytała wymijająco, mrużąc nieznacznie powieki, aby nadal nie tracić Bastiana z pola widzenia. Mógł okazać się teraz nieobliczalnym krwiopijcą, z którym nie miała szans. Nie panikowała, nie miała ku temu powodów. Zginie prędzej czy później. Nieważne, kto wypowie w tej kwestii ostatnie słowo.
- Jesteś jak dziecko – warknął. – Skoro przemieniłaś mnie w potwora, weź za to odpowiedzialność, Diano. Nie wydaje ci się, że to, co zrobiłaś jest strasznie nieodpowiedzialne i głupie? Ty jesteś nieodpowiedzialna i głupia – zauważył z kpiącym uśmiechem, malującym się na jego twarzy.
Słuchała go uważnie, nie pozwalając na to, aby chociaż jedno słowo umknęło uszom i umysłowi, który analizował wypowiadane przezeń zdania. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że przyglądanie się nowonarodzonemu wampirowi jest niezwykle przyjemnym doświadczeniem. Przemiana uwydatniła jego zalety, a umniejszyła wady, dzięki czemu stał się przystojniejszy i bardziej pociągający, niż wcześniej.
Machnęła lekceważąco dłonią w odpowiedzi na słowa, które dotknęły ją bardziej, niżby sobie tego życzyła. Dlatego nic nie mówiła, bała się, że wybuchnie, że, ku swojemu rozczarowaniu, ukaże słabość. Jaki miała plan? Nie miała go w ogóle, próbując uporządkować pędzące myśli, niedające jej spokoju i nękające ją obrazy. Często bliżej było jej do słabego człowieka, niż do silnego mordercy.
- Miał pozostać człowiekiem…
Bastian, w dalszym ciągu zmierzający w kierunku blondynki, zatrzymał się, wpatrując się w przybysza, stojącego za plecami kobiety, która momentalnie zamarła, zaciskając dłonie w pięści. Powoli, bez zbędnego teraz pośpiechu, odwróciła się w tamtą stronę, wpatrując się, niczym małe dziecko, mające coś na swoim sumieniu, w rodzica, chcącego wymierzyć karę. Wiedziała bowiem, że bez kary się nie obejdzie. Zasłużyła na nią, bardziej niż ktokolwiek. Ale dotarło do niej jedno, praktycznie najważniejsze stwierdzenie – nie żałowała swojego czynu.
- Ojcze… - szepnęła i padła na kolana, pochylając głowę.
Falibor czuł rozgoryczenie, ale przede wszystkim smutek, zniewalający jego martwe serce. Nie potrafił wytłumaczyć natłoku uczuć, które powinny zostać zastąpione złością i żalem. Był zły, ale nie na tyle, aby zrobić coś kruchej blondynce. A może jednak? Złapał ją za włosy, nakazując spojrzeć w swoje oczy.
Szatyn uchodził za pogodnego jegomościa, jak na wampira uśmiechał się naprawdę często, a jasne oczy promieniały czymś na wzór niewypowiedzianego szczęścia. Brakowało mu chłodu, którym cechował się chociażby Lucius – jego prawa ręka, najpotężniejszy z generałów, jedyny osobnik znany Faliborowi, nie dający się wytrącić z równowagi. Nigdy. Niebieskie oczy przyglądały się blademu obliczu kobiety, będącej nazywaną przez niego córką. Mającą do teraz jego pełne zaufanie. Diana, nie zdając sobie zupełnie z tego sprawy, zepsuła wszystko paroma gestami, być może dając ponieść się błogiej chwili uniesienia. Bastian miał być kimś, kogo wykorzystają w tej wojnie, pozwalając szali zwycięstwa przechylić się na ich stronę.
- Nie zasługujesz na to, aby dalej chodzić po tej ziemi. Sprzeciwiłaś się moim rozkazom. Zostawiłaś w tyle plan, do którego był nam potrzebny człowiek. Muszę cię unicestwić, córeczko.
Bastian przyglądał się tej scence z dziwnym bólem, nie mógł jednak poświęcić jej całkowitej uwagi. Rozpraszał go głód, nie pozwalając mu logicznie myśleć. Chciał się pożywić, a jednocześnie wyładować swoją złość. Osunął się po ścianie, siadając na posadzce. Chowając twarz w dłoniach, próbował ukryć się przed światem, odciąć się od tego, co go nękało.
- Mam prawo do sądu… - wychrypiała, nie panując nad brzmieniem swego głosu, który zwykle brzmiał niezwykle dźwięcznie i donośnie. Falibor pochylił się nad blondynką, muskając ustami jej czoło.
- Masz, owszem.
Krótka, sucha odpowiedź wampira nie napełniła nadzieją drobnej kobiety, która liczyła na drobne faworyzowanie ze strony swojego mistrza. Pomyliła się i to bardzo. Falibor spojrzał na Bastiana, który siedział bezradnie na posadzce.
- Przemiana nie jest pełna, nie jest… Nie pożywił się… - urwała, zdając sobie sprawę, że lepiej będzie, kiedy zamilknie. Opuściła głowę i odsunęła się w bok, nie chcąc nikomu przeszkadzać. Krwawe smugi łez znaczyły się na jej bladych policzkach, ale nikt nie zwracał na nie uwagi. Nie otrzymała odpowiedzi, ani żadnych poleceń, jakby Fal wiedział, że i tak może je zakwestionować.
- Pójdziesz ze mną – odezwał się w końcu, wyciągając dłoń do O’Connora, zaciskającego bez wahania na niej palce i podnoszącego się do pionu. Mimo siły, która niedawno napełniła jego ciało, czuł się teraz osłabiony. Nie był pewien, czy będzie w stanie kontrolować swoje ciało. Jedynie myśli pozostawały jasne, a tłoczące się w nich pytania, na które nie otrzyma odpowiedzi były, niczym srebro. Wypalały wszystko, co jeszcze w nim żyło. Niszczyły jego osobowość, budząc w nim instynkt drapieżnika, potęgując znacznie emocje, targające nim od wewnątrz. Nie potrafił ich okazać. Był zwykłą marionetką, nie mającą swojego zdania, nie mogącą wykonać samodzielnie żadnego ruchu.
- Pora na śniadanie – oznajmił Falibor, obejmując Bastiana w pasie i poprowadził go do karmicieli. Nie było mowy o tym, aby nakarmił świeży nabytek syntetyczną krwią. Sam nie pijał tego ścierwa, a dostrzegając możliwości, jakie dawała mu przemiana tego człowieka, musiał o niego zadbać. Co nie zmieniało faktu, że był zły. Nie obejrzał się na kobietę, która powoli podniosła się do pozycji pionowej, wiedząc, że nie ma zbyt wiele czasu. Musiała się przygotować.
Odepchnął od siebie bezwładne ciało, ignorując strużki krwi, spływające po jego podbródku. Dyszał ciężko, jak po długim maratonie, a jego oczy nieco rozjaśniały, nadal błyskając złowrogo. Pożywiając się, czuł pewnego rodzaju ekstazę. Wsłuchiwał się w zwalniające bicie serca kobiety, którą trzymał w ramionach i którą pozbawiał życiodajnego płynu. A potem nagle… Cisza. Szum krwi ustał, serce przestało bić, wprowadzając wampira w pewne zmieszanie. Uniósł głowę ku górze, przyglądając się szatynowi, opierającemu się nonszalancko o ścianę.
            Jakim cudem nie poddawał się pragnieniu? Jakim cudem nie atakował, kiedy krew wydostawała się z ludzkiego ciała, omamiając swoim zapachem? Kusząc aromatyczną wonią najlepszej potrawy na świecie? Paradoksalnym był fakt, że zaczynał brzydzić się samego siebie. Odczuwał odrazę do tego, co robił. Zabił już drugą kobietę, chociaż ważniak, poprawiający mankiety błękitnej koszuli, wyraźnie wyrażał dezaprobatę, tłumaczą mu, jak ma postępować. Był opornym uczniem, głównie, dlatego, że był głodny.
Wyżej wspomniany ważniak skinął głową, a z cienia wyłoniło się dwóch, odzianych w czerń, mężczyzn. Wysocy, postawni i niezwykle barczyści, ujęli pod ramiona młodego wampira, właściwie noworodka i ulokowali go na krześle, kostki i nadgarstki przykuwając posrebrzanymi kajdanami.
Wrzasnął, żałując, że był tak posłuszny, ale zrozumiał w końcu, jak ból musiała odczuwać trójka więzionych przez niego nieśmiertelnych. Skrzywił się, kiedy wampir w błękitnej koszuli podszedł bliżej, przyglądając mu się z uwagą. Z tylnej kieszeni spodni wyciągnął białą chusteczkę i otarł nią zakrwawioną twarz Bastiana.
- Musimy popracować nad manierami – oznajmił spokojnie, jakby nigdy nic i skinął ponownie głową, a odziani w czerń kompani opuścili pomieszczenie.
Bastian domyślił się tego, po szczęku zamka, który zatrzasnął się zaraz po ich zniknięciu. Słyszał wszystko nad wyraz zwyczajnie, widział każdy najmniejszy szczegół i czuł – zbyt wiele zapachów docierało do jego nozdrzy, rozpraszając go w każdej sekundzie.
- Poznasz ból najgorszy z możliwych. To będzie twoja kara…
- Ale nic nie zrobiłem – mruknął, nieco lekceważąco, wlepiając spojrzenie w oblicze znacznie, jak śmiał przypuszczać, starszego wampira.
- Nieważne. Dzięki temu staniesz się posłusznym, wiedząc co czeka cię za niesubordynację…
- Co z Dianą?
- Mógłbyś mi łaskawie nie przerywać, kiedy mówię? – spytał spokojnie, unosząc obie brwi ku górze. Falibor zaczynał tracić cierpliwość, zarówno do Diany, jak i tego mężczyzny. – Zostanie ukarana, o to się nie martw.
Wyszedł. Zostawiając Bastiana samego, pchanego żądzą krwi i śmierci. Piekący ból w nadgarstkach był katorgą, ale nie było porównania z katuszami, kiedy pokój rozbłysnął na fioletowo, a promienie UV zalały pomieszczenie, będąc znakomitą torturą.

- Diano, wstań – spokojny i jak zwykle opanowany głos Luciusa wyrwał blondynkę z zamyślenia, która odziana w tradycyjną czarną szatę, siedziała przed komisją egzekucyjną, składającą się z najważniejszych wampirów w tym budynku. Sama kiedyś w niej zasiadała, jako doradca, a teraz – przez swoje przewinienie – została zdegradowana do stopnia zwykłego szaraka, nie mając żadnych praw, nie licząc tych podstawowych. Prawo do życia i prawo do pożywienia nie zostało jej jeszcze odebrane, ale sądziła, że na tym będzie polegał wyrok.
Wstała, przyglądając się twarzom zgromadzonych. Oprócz niej w wielkiej, praktycznie nieumeblowanej sali, znajdował się Lucius, Faust i jej brat. Obok nich zasiadał sam Falibor i Elise, jako jego doradczyni. Jej najbliżsi. Wampiry, których uważała za przyjaciół, którzy byli jej nieśmiertelną rodziną. Skinęła lekko głową, a na jej zwykle roześmianej buźce, nie było nawet cienia uśmiechu.
Lucius nie powinien zasiadać w komisji, jako stwórca Diany, ale był potrzebny do ogłoszenia kary, jaką zamierzali jej wymierzyć. Wstydził się, że jego dziecko okazało się tak nieposłuszne; korzył się przed Faliborem, chociaż nie powinien. Czuł się winny całego zajścia, które wprowadziło zamęt w ich szeregach. Wiedział, że nie mogą stracić jednostki. Walczyli o każdego wampira. W normalnych okolicznościach wyrok byłby jasny – prawdziwa śmierć. A teraz? Teraz, żadne z nich nie miało pojęcia, co robić, nic nie wydawało się słuszne.
Noah został przywołany tutaj na jej miejsce, aby był świadkiem upokorzenia swojej krewnej i kreatorki. Nie poczuwał w sobie obowiązku zasiadania przy długim stole, będącym jedynym masywniejszym meblem w pomieszczeniu, nie licząc pięciu foteli, na których zasiadali i drewnianego, niewygodnego krzesła dla osądzanej. Rozejrzał się po pokoju, nie chcąc spoglądać na siostrę. Dostrzegał podobieństwo w ich charakterach, w ich zachowaniu, ale nie był pewien, dlaczego Diana przekroczyła pewną barierę. Ściany w kolorze ciemnego grafitu i pochodnie przykute do ścian zdawały się go szczerze interesować.
Przeczesał palcami swoje ciemnoblond włosy i zaczął zastanawiać się nad tym, jak jego jedyna przyjaciółka, mogła dopuścić się takiej głupoty. Dla Fausta, Diana zawsze była jedną z nielicznych osób, którym ufał. Oboje wycierpieli swoje za ludzkiego życia, oboje działali od wieków wspólnie, a teraz? Okazała się niedojrzałym dzieckiem, zawodząc jego uczucia. Spoglądał na nią, nie martwiąc się tym, że spojrzenie może być zbyt ostre i wymowne. Jedno było pewne – nie chciał już jej znać.
Podobnie czuł Falibor, nie odzywał się jednak i nie odrywał wzroku od kart, na których zapisana była historia Diany. Czytał jej pamiętnik, który stał się jedynym dowodem, mogącym posłużyć przeciwko niej. Nie licząc Bastiana, smażącego się w ich prywatnym „solarium”.
Jedyną osobą, która czuła pewnego rodzaju radość była Elise, nie kryjąca  zadowolenia, okazując je delikatnym uśmiechem, goszczącym na pięknej twarzy. Uważana była za jedną z najładniejszych wampirzyc i nigdy nie narzekała na powodzenie. Fakt faktem, charakteru nie miała łatwego, ale do łóżka nie był on potrzebny. Cieszyła się, że jej odwieczna rywalka, jeśli szło o względu Falibora, zostanie skazana. Szczerze życzyła Dianie śmierci, ale wiedziała, że nikt na to nie przystanie. A szkoda.
- Czy wiesz, dlaczego zebraliśmy się właśnie tutaj? – Lucius kontynuował, nie ukrywając rozdrażnienia, które odmalowywało się na jego twarzy. Na pewno nie w tonie głosu. Ten pozostawał niezmienny. W odpowiedzi, potaknęła jedynie głową, nie mając pojęcia, na kim zawiesić wzrok. – Odpowiedz.
- Tak.
- Twoje przewinienia to lekceważenie rozkazów, niesubordynacja względem twórcy i naszego przywódcy. Stworzyłaś wampira bez poinformowania nas o tym, co jest karane zwykle prawdziwą śmiercią. Powinnaś zginąć. Twoje potomstwo również. Ze względu jednak na sytuację, w której się znajdujemy…
- Lucius, nie mamy czasu na formalności. Przejdź do rzeczy. – Faust zdecydował się wtrącić jedynie po to, aby zirytować zarówno blondynkę, jak i czarnowłosego wampira. Zachowywał się teraz, niezwykle lekceważąco, będąc najbardziej znudzonym ze wszystkich zebranych.
- Faust ma rację – poparła go Elise, unosząc obie brwi ku górze, zaraz po tym, jak oparła podbródek na swoich dłoniach. Blondynka nie spojrzała na drugą wampirzycę, nie spojrzała też na Fausta, czując się zdradzoną. Prawda była taka, że to ona zdradziła i zawiniła, ale nie dopuszczała do siebie tej myśli. Była zbyt dumna.
- Zdążyliśmy się wcześniej naradzić. Przekreśliłaś nasze szansę względem wykorzystania Bastiana O’Connora jako człowieka, co utrudni nam zadanie, jakim jest przedarcie się w ich szeregi, dlatego…  - urwał, nie potrafiąc zrozumieć, jak ktoś, komu ofiarował życie wieczne, chwałę w szeregach nieśmiertelnych, dopuścił się takiego czynu.
Doskonale pamiętał moment, kiedy na swojej drodze trafił na Fausta, będącego niezwykle poważnym facetem, mającym na sumieniu zbyt wiele nieciekawych spraw, będącym niegdyś bawidamkiem, wzbudzającym grozę w zwykłych śmiertelnikach. Czarnowłosy nigdy nie spotkał na swojej drodze kogoś tak spokojnego, tak opanowanego i świetnie radzącego sobie z pożądaniem względem ludzkiej krwi. Miał dziwną moralność. Dziwną, jak na wampira. W momencie, kiedy Faust uratował z rąk Luciusa niewinną kobietą, stali się nierozłączni. Lucius uczył go, jak być wojownikiem, w zamian otrzymując lekcje tego, jak panować nad pragnieniem.
Po kilku wiekach do ich grupy dołączyła Diana. Drobna blondynka, która swoim smutnym spojrzeniem i wiecznie drżącymi wargami, oczarowała Luciusa. Chciał mieć ją dla siebie. Nie zamierzał jednak jej poznawać, zaciągając ją do łóżka, ofiarował jej – jego zdaniem największy dar, co związało się z dezaprobatą Fausta. Dlaczego działali w trójkę? Dlaczego stali się wręcz nierozłączni?
Połączyła ich burzliwa przeszłość. Każdy z nich nie miał lekkiej historii, niewielu było takich w ich szeregach. Zadra, kształcąca się w psychice tej trójki, odciskała swoje piętno zbyt mocno i wyraźnie, aby mogli bez problemu współpracować z tymi, którzy samowolnie oddawali się w objęcia nieśmiertelności. Zarówno Lucius, Faust, jak i Diana, stracili bliskie osoby, już na zawsze pogrążając swoje serca w rozpaczy.
- Zostajesz skazana na czterodniowe tortury o wysokim nasileniu. Istnieje ryzyko, że zginiesz. Wykonywać i nadzorować tortury będą Faust i Noah. Czy masz coś do dodania? – spytał spokojnie, otrząsając się z przykrych rozmyślań. Zerknął na Fausta, którego traktował niczym brata, ale na jego obliczu nie dostrzegł żadnej zmiany.
- Nie. Jestem przygotowana na to, aby ponieść karę.



----------------------------------------------------------
I jest. Ukazał się rozdział szósty, który trochę pomęczyłam. Nie został podzielony na części, ale jedno wydarzenie, które miało się w nim ukazać przeniosłam do siódemki. Mam nadzieję, że jest strawny. Za błędy przepraszam, sprawdzałam go dwa razy, ale mogłam coś ominąć. Akapity ze mną nie współpracowały. Liczę na to, że tekst jakoś się prezentuje.

16 komentarzy:

  1. Przeczytałam już wcześniej, ale dopiero teraz mam okazję skomentować. Tak więc uważam, że Diana słusznie poniesie karę, w końcu jest na tyle rozkapryszoną wampirzycą, iż przyda jej się odrobina cierpienia! Mimo to nie każdy powinien się od niej odwracać, a już zwłaszcza Lucius czy Faust. Albo Noah, chociaż za nim mniej przepadam. Jednak rozumiem, że to inny świat i nie ma miejsca w nim na sentymenty... Bastiana mi szkoda, niesamowicie opisałaś jego pobudkę oraz wejście do świata przepełnionego żądzą krwi. Rozbawiła mnie Elise, zazdrosna i mściwa. Udało Ci się wszystko wyraziście zilustrować słowami, naprawdę mi się podobało. Na plus wędruje także zadowalająca długość rozdziału i zakończenie, które aż się prosi o ciąg dalszy ;3 Nie wiem, co mogłabym jeszcze dodać, oczekuję ze zniecierpliwieniem siódemeczki! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siódemeczka będzie, mam nadzieję, że szybciej, ale ja zawsze mam nadzieję! ;D Teraz lecę do ciebie, bo już rano poinformowałaś o nowym rozdziale.
      O, rozdział jest najdłuższy ze wszystkich i zastanawiam się, czy na dobre wychodzi mi to, że rozpisuję się coraz bardziej.
      Lucius i Faust są objęci pewnymi prawami, gdzie nie mogą kierować się uczuciami i wstawiać za Dianą, zwłaszcza, że to wstawiennictwo byłoby nieodpowiednie, bo jakby nie było, złamała bardzo ważny zakaz.
      Mi Bastiana też jest szkoda, ale nie mogłam pozwolić na to, aby Falibor był zbyt łagodny.
      Dziękuję za pozytywną opinię ;*

      Usuń
  2. Przeczytałam ^^.
    Podobało mi się, a miejscami nawet rozdział mnie śmieszył ^^. szczególnie ten początek o suficie, to było genialne.
    Bastian musiał być zdziwiony, gdy obudził się jako wampir. fajnie jednak, że nie zrobiłaś z niego drugiego Edwarda, idealnego i błyszczącego w słońcu, a opisujesz wampiry po swojemu, co mi się podoba, bo lubię kreatywnośc ^^.
    Diana, zmieniając go, postąpiła nieodpowiedzialnie. W sumie nie mam jeszcze wyrobionej opinii na jej temat, bo raz jawi mi się jak osóbka nieco bezwzględna, raz rozkapryszona, a raz delikatna i nieszczęśliwa. uważam, że faktycznie powinna ponieść karę, ale nie powinni pozbawiać jej życia.
    No ciekawe, jak to będzie dalej. Biedny Bastian, on w sumie nic złego nie zrobił, a i tak musiał ponieść konsekwencje.
    Rozdział był bardzo długi, ale napisany lekko i dobrym stylem, więc szybko przebrnęłam przez niego i muszę powiedzieć, że się nie rozczarowałam ^^. naprawdę dobrze piszesz ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sufit sufitem - na czymś musiał oprzeć swoje myśli ;) Och, nie mogłabym zrobić z moich wampirzątek grupki Edwardów, bo bądź co bądź, ale daleko im do książkowych ideałów. Mają być zwierzętami, bestiami i tego staram się trzymać.
      Diana jest postacią, dzięki której akcja na razie się rozwija, ale to się zmieni i odejdzie ona na plan drugi. Widzę, że chyba raczej nikt za nią nie przepada.
      Cieszę się, że się podobało ;)

      Usuń
    2. Zgadzam się co do pierwszej części - akcja z sufitem - majstersztyk śmiechu XD
      Ale, co do Diany... Szczerze powiedziawszy (po moim ostatnim wywodzie) mam nadzieję, że ją usmażą, czy coś... XD Niech się suka męczy*

      Bastian odgrywa kluczową rolę jak dla mnie w jej życiu, bo jest takim jak gdyby "pośrednikiem" jej charakteru. Wewnętrzna walka i cierpienie z kaprysem niedojrzałej wampirzycy... Jak już ją wcześniej nazwałem - nierozważne dziecko*

      Rzeczywiście długi ten rozdział, ale świetnie napisany (także nie narzekać mi tu na privie :PP)

      Usuń
    3. Ja narzekam?! ;D A idź ty... Ja jestem po prostu skromna.
      Wyobraź sobie teraz, co będzie, jak wezmę się za tą parodię, łihihi! ;d

      Usuń
    4. hahah... Domyślam się co tomoze być... xD

      Usuń
  3. Cześć! Czytałam, nie mogąc się oderwać od tekstu. Naprawdę rozdział możesz zaliczyć do jak najbardziej udanych. :)
    Myślałam, że Bastian będzie nieźle zdenerwowany po przemianie (i rozszarpie wszystko i wszystkich dookoła! Dobra... To moje chore fantazje :D). Szkoda tylko, że poddali go torturom. :c
    Na początku, kiedy Diana zamieniła go w wampira, nie trawiłam jej. Teraz, gdy ma ponieść konsekwencje, jakoś jest mi jej żal... o.O
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że rozdział przypadł do gustu już kolejnej osobie. Niech ci nie będzie jej żal - zasłużyła sobie na to, ot! Bastian nie miał szans na to, aby wszystko rozszarpywać.. .Z resztą, jakby nie było - poddał się tej przemianie ;)

      Usuń
  4. Condawiramurs18 lipca 2012 21:02

    Zazwyczaj nie czytam blogów o wampirach, bo mam dość ich wszediobylstwa, ale tutaj po prognozuje postanowiłam zrobić wyjątek. Z prostej przyczyny-spodobał mi się pomysł ukazania jawnej walki miedzy ludźmi a wampirami, którzy wszakże kiedyś tez byli homo sapiens. Ciekawi,o mnie, jak to pokażemy. Ze rownież od początku zafascynowani mnie Twoi bohaterowie, mimo ze bałam się chwile, ze bedą to tylko monologi dot. Powstania każdego z trzech głównych bohaterów... Na szczęście nie, mimo iż hol to ciekawe, ponieważ akcja rownież ma dużo opisów, a jest zdecydowanie szybsza. Najbardziej zafascynowala mnie postać Diane, tyle przeżyła, to potworne... Potworne jest tez prawo Twoich wampirów, najwyraźniej Faustyny i l... Zabójca się zbytnio ojca, by się przeciwstawić, to smutne... Ne wyobrażam sobie, jak tak bliskie Dianie osoby maja zadawać jej przez cztery dni ogromny ból... Soro wampiry maja jednak uczucia? T koszmarne... Fascynuje mnie. Tez, jaki dokładnie plan maja wampiry jeśli chodzi o walkę z ludźmi, c dokładnie chcą uzyskać... Mam nadzieje, ze szybko dodasz nowa notke, piszesz bardzo dobrze, opowiadanie jest oryginalne, bardzo wciąga, bohaterowie są wyrazisci i niejednoznaczni

    OdpowiedzUsuń
  5. Condawiramurs18 lipca 2012 21:21

    Muszę ci przyznać, ze robi się coraz ciekawiej.... Rozumiem chęć zemsty babci tej dziewczyny,rozumiem strach ludzi przed tym wydarzeniem, ale wydaje się jawna niesprawiedliwoscia wysyłanie do grobowca narratorki, to potworne prawo... Może jakimś cudem nie dojdzie do wykonania tegwyroku? Może statek czasu ja uratuje (albo właśnie zawiezie do grobowca)... W każdym razie nieco się obawiam następnego rozdzialu, ale jeszcze bardziej mnie ciekawi, więc pisz sybciutko

    OdpowiedzUsuń
  6. Podobały mi się opisy wewnętrznych przeżyć Bastiana. Wciągnęły mnie i to bardzo. ^^
    Próbuję współczuć Dianie, ale jakoś mi nie wychodzi. Zachowała się naprawdę egoistycznie, przemieniając Bastiana. A przecież wiedziała o planach swoich pobratymców, tak? Wiedziała, że jeniec będzie im potrzebny jako człowiek. Moim zdaniem jak najbardziej zasłużyła na karę. Wiem, może i jestem okrutna, ale taka prawda. ;P
    Zastanawiam się tylko, dlaczego Bastian też musi cierpieć za błąd Diany? W końcu się nie prosił, żeby uczyniła go wampirem.
    Opowiadanie z każdym rozdziałem podoba mi się coraz bardziej. ;> Czekam na dalszy ciąg.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo mi się podobają imiona, którymi nazywasz bohaterów. Nigdy bym na takie nie wpadła. ;) Poza tym masz ciekawy styl, wyobraźnię i taką łatwość pisania. Zdecydowanie na plus.

    Pozdrawiam,
    marsz-mendelsona.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Przeczytałam wszystkie rozdziały, więc mogę skomentować. Masz fantastyczny styl pisania! Błędów nie zauważam, a każdym rozdział jest dłuższy od poprzedniego. Ty razem przeszłas chyba samą siebie :D
    Naprawdę jestem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie mam nic przeciwko :) Zezwalam na jakiekolwiek zmiany na Twoim blogu... Jesteś u mnie druga w kolejce, więc jeszcze nie zaczęłam pisać oceny, a treść z chęcią mogę przeczytać jeszcze raz :) Jeżeli zaś chodzi o zmianę szablonu, czy coś... Również nie mam nic przeciwko :) Pozdrawiam...
    [miecz-krytyki.blogspot.com}

    OdpowiedzUsuń